poniedziałek, 15 listopada 2010

Dekstrometorfan (DXM), czyli jak zostałem jeżem.


Kilka podstawowych informacji o dekstrometorfanie udzielonych przez wikipedię:

„Ciekawostką jest, że dekstrometorfan zażyty w większych dawkach, znacznie przekraczających dawki terapeutyczne, wykazuje działanie narkotyczne charakterystyczne dla dysocjantów oraz silnie euforyzujące. Z tych względów bywa on używany do celu wprowadzenia się w stan odurzenia. Nazbyt częste używanie dekstrometorfanu skutkuje znacznym wzrostem tolerancji na działanie narkotyczne, natomiast skuteczność przeciwkaszlowa raczej się nie zmniejsza.

W niższych dawkach powoduje zwykle pobudzenie, sporadycznie: halucynacje przy zamkniętych oczach; przy wyższych może powodować wrażenia całkowitego oderwania od ciała (OOBE) i utraty własnej tożsamości (depersonalizacja). Powoduje także niezborność ruchów (ataksję), zaburzenia równowagi, kłopoty z mówieniem i opóźnienie reakcji. W przypadku przedawkowania może dojść do depresji układu oddechowego i śmierci. Działanie wywołane dekstrometorfanem można z dużym przybliżeniem porównać do ketaminy oraz PCP.”

„Działanie rozpoczyna się zwykle po 45 - 120 minutach od przyjęcia, moment szczytowy przypada na 2 - 3 godziny po podaniu, a odczucia utrzymują się około 6 godzin. Następnego dnia można odczuwać stymulację, rozkojarzenie, uczucie nierealności oraz wyjaskrawienie obrazu, ale także zaburzenia typu ogólnego. Nie u wszystkich występują te objawy, zdarzają się osoby które czują się całkowicie trzeźwe już po 7 - 8 godzinach od zażycia.”

„W przypadku dwóch niższych plateau występujące efekty to uczucie upojenia, zaburzenia wizji, charakterystyczne wrażenie "pływania" zwłaszcza przy poruszaniu głową; u niektórych osób euforia, niekiedy pobudzenie psychoruchowe; zaburzenia chodu; osłabienie zmysłów słuchu, dotyku i smaku; bardzo rzadko halucynacje przy zamkniętych oczach (często przy udziale muzyki); negatywne efekty, nie występujące u wszystkich przyjmujących, to swędzenie oraz silne nudności prowadzące do wymiotów.

Wyższe plateau znacznie różnią się od dwóch niższych. Narząd wzroku nie jest w stanie przetworzyć obrazu, halucynacje mogą przybierać postać bardziej abstrakcyjną, pojawia się wrażenie wglądu w głąb siebie powodujące jeszcze silniejszą euforię, pobudzenie ruchowe możliwe na niższych plateau jest zastąpione kłopotami z poruszaniem się (chód przypomina "robota na wyczerpanych bateriach") lub bezruchem, w wysokich dawkach możliwe jest pojawienie się doznań opuszczenia własnego ciała (OOBE), depersonalizacji lub nawet śmierci, co związane jest ze znieczuleniem ciała. 3. i 4. plateau wprowadzają możliwość wystąpienia bad tripów, czyli dosłownie "złych podróży" (gdzie doznania pozytywne są zastępowane negatywnymi). DXM bywa niekiedy łączony z innymi substancjami psychoaktywnymi (najczęściej z marihuaną, kodeiną, benzydaminą i dimenhydrynatem) w celu spotęgowania efektów.”

„Dekstrometorfan jako inhibitor wychwytu zwrotnego serotoniny (oraz wg niektórych dopaminy) może powodować u niektórych osób silne, lecz krótkotrwałe działanie antydepresyjne. Po zażyciu pozamedycznych dawek na następny dzień do tygodnia można obserwować podwyższony nastrój oraz pobudzenie, objawy przypominające stan hipomanii, jednak występowanie tego typu efektów nie jest doświadczane przez większość użytkowników. Wynika to prawdopodobnie z różnej siły działania serotoninergicznego; podobne różnice bywają obserwowane również w przypadku leków z grupy SSRI.”

I część główna.

Spotkałem się ze znajomymi około godziny 16:00. Od 16:10 do 16:40 aplikowaliśmy sobie dawkę 4,92mg bromowodorku dekstrometorfanu na kilogram masy ciała, co powinno odpowiadać środkowemu zakresowi drugiego plateau. Wydaje mi się, że brak kontaktu z DXM przez ostatnie 3 lata mógł spowodować nasilenie działania tej substancji. We krwi mogłem mieć śladowe ilości amfetaminy lub jej metabolitów (substancję tę zażywałem parę dni wcześniej) oraz nikotynę. DXM przyjęliśmy via acodin, połykając co 5-10 minut dawkę 5 tabletek po 15mg substancji aktywnej w każdej. Dla zneutralizowania zasadowego odczynu leku popijaliśmy (pseudo)sokiem pomarańczowym, zaprawą cytrynową oraz sokiem z cytryny. Już koło 16:45 zaczęliśmy odczuwać pierwsze subtelne efekty, jak na przykład pobudzenie. Udaliśmy się na miejscówkę, aby nie przeszkadzać domownikom, lub raczej aby oni nie przeszkadzali nam.

Do godziny 17:10 – 17:20 efekty nasiliły się bardzo znacząco. Było już dostatecznie ciemno. Pojawiło się średnio-silne uczucie euforii, stan jednoczesnego pobudzenia i specyficznej senności. Muzykę obierałem jako bardziej melodyczną, dźwięki stały się czystsze. Poszczególne dźwięki słyszane były bardziej „oddzielnie od reszty” niż zwykle. Kilka(naście) minut później był już pełny efekt przyjętej dawki. Wyszliśmy z samochodu. Starałem wkręcić sobie, że jestem jeżem, co udawało mi się osiągnąć w różnym stopniu. Można powiedzieć, że zależnie od czasu na moją tożsamość składałem się „normalny ja” w 20% - 60% i jeż w 40% - 80% . Niestety nie udało mi się osiągnąć 100% uczucia depersonalizacji w tej formie ;] . Udawanie/bycie jeżem było bardzo przyjemne. Chodziłem i odczuwałem jak jeż. Informowałem dość często „towarzyszy na piździe” o tym, że jestem jeżem. Po kilku(nastu) minutach nieco ogarnąłem fazę i dotarło do mnie, że chwilę wcześniej dość znacząco odpłynąłem w swój świat. Świadomość wtedy była bardzo specyficzna, dość trudna do ujęcia za pomocą słów. Świat zewnętrzny i wewnętrzny wydawał się niemal na równi rzeczywisty i normalny, zwyczajny jak każdego dnia, w każdej innej chwili. Jego subiektywizm, nierealność stwierdzałem dopiero gdy nieco bardziej ogarniałem fazę i komunikowałem się z innymi.

Ogólnie rzecz biorąc przebywanie w samochodzie przy muzyce trance wywoływało u mnie mocniejsze stany euforyczne (być może przez skupianie się na tym aspekcie fazy) oraz coś w rodzaju półświadomości. Przebywanie na zewnątrz natomiast jakby wyostrzało świadomość, która była jednak odmienna jakościowo od tej zwykłej, codziennej.

W końcówce apogeum odurzenia, a być może już poza nim poszedłem się przejść na pole kukurydzy. Miałem jednocześnie świadomość tego gdzie jestem i uczucie, wyobrażenie tego, że znajduję się gdzieś indziej, na terenach dzikich. Rozmowa z kumplem o krokodylach tworzyła wrażenie, że znajdują się one gdzieś w pobliżu. Wąski pas kukurydzy zdawał się być rozległem terenem. Przedzieranie się przez nią (kukurydzę) nasilało poczucie niezwykłości, nastrojowości danej chwili, powodowało, że wyobrażanie bycia gdzie indziej stawało się bardziej rzeczywiste, wypierało rzeczywistość.

Później faza stawała się coraz płytsza, coraz lżejsza. Subiektywne odczucie odurzenia płynnie przechodziło od poziomu, na którym można powiedzieć, że występowały tylko efekty uboczne, do poziomu na którym w znacznym stopniu odcinałem się od rzeczywistości postrzeganej w normalny sposób. Wahania te nie były postrzegane jako zmiany natężenia odurzenia, lecz raczej jako zmiana stopnia uświadomienia sobie go. Wraz z subiektywnym odczuciem poziomu odurzenia zmieniało się nasilenie euforii, choć jej poziom wydawał się być bardziej stały.

Kolejny etap odurzenia cechował się odczuwaniem słabszej euforii, można powiedzieć że raczej znacznie podwyższonego nastroju niż euforii, oraz specyficznym wrażeniem ogłupienia, nie ogarniania rzeczywistości, otoczenia w subiektywnie wystarczającym stopniu. Później pojawiła się senność, a wspomniane efekty uboczne słabły. Koło godziny 21:10 spostrzegłem, że odbieram kolory jako bardziej jaskrawe. Do godziny 22:00 - 22:30 efekty uboczne były już na granicy bariery odczuwalności. Zaśnięcie nie było trudniejsze niż na czysto, może nawet zasypiało mi się łatwiej. Następnego dnia nie odnotowałem żadnych efektów ubocznych poza większym zapotrzebowaniem na sen i być może lekką dekoncentracją.

Wydaje mi się, że warto wspomnieć jeszcze o dwóch rzeczach. Podczas odurzenia wystąpiła znacznie mniejsza tolerancja na nikotynę. Przejawiało się to tym, że o ile zazwyczaj palę mocne papierosy, o tyle podczas fazy miałem problem z wypaleniem połowy „lighta”. Tolerancja nikotyny była tym mniejsza im mocniejszą fazę po DXM odczuwałem. Gdy odurzenie mijało, efekt tolerancji na nikotynę nadal się utrzymywał… Drugą rzeczą o której chciałem napisać jest odczuwanie temperatury. Im bardziej byłem odurzony DXM, tym cieplej mi było. Wrażenie ciepła wydawało się być niezależne od rzeczywistej temperatury i wiatru. Również temperatura mojego ciała wydawała się być znacząco podwyższona.

11 komentarzy:

Flijoye pisze...

Żałosne... brać DXM na dworze, z kumplami, wkręcać sobie bycie jeżem (co to, kurna, w ogóle za pomysł...?) i słuchać trance'u. Nie znasz się na Psychodelikach, człowieku.

MetaPsyche pisze...

Nie rozumiem?

Psychodeliki należy brać i wykorzystywać jedynie na sposób jaki Ty preferujesz? Zagłębiać się w istotę wszechświata i spuszczać nad tym jaki to jestem zaj**bisty?

DXM brałem dla rozrywki, zabawy, a nie dla wypaczonego dziwną odmianą egotyzmu "poszerzania świadomości", czy innych bzdet.

Więcej dystansu ;) .

Anonimowy pisze...

Tylko ignorant wykorzystuje psychodeliki do zabawy.

MetaPsyche pisze...

Do zabawy psychodeliki wykorzystuje osoba chcąca się nimi zabawić.

Mylisz pojęcia przyjacielu - nie używaj słów, których znaczenia nie jesteś pewny.

Flijoye pisze...

Równie dobrze np. morderca mógłby powiedzieć:

"Nie rozumiem? Noży należy używać jedynie na sposób jaki Ty preferujesz? Kroić nimi chleb i smarować go masłem?

Nożem dźgam ludzi i wypruwam nim ich flaki - innymi słowy: używam go dla rozrywki, zabawy, a nie "smarowania chleba", czy innych bzdet".

A potem:

"Do zabijania noże wykorzystuje osoba chcąca nimi zabijać".


Niektórzy rzeczy mają przypisane pewne niezmienialne i nieedytowalne cele - tak jest i z nożami, i z psychodelikami... i z innymi ostrymi rzeczami.

Choć się z Tobą nie zgadzam - pozdrawiam, bo widzę, żeś nie przygłup. ;]

MetaPsyche pisze...

Cóż... Nie wydaje mi się, aby analogia używania psychodelików i mordowania była trafna, choćby z tego podstawowego powodu, że biorąc psychodeliki robisz coś co nie dotyczy osób trzecich. Jeżeli w ogóle komuś szkodzisz, to tylko sobie, a chyba zgodzisz się ze mną, że o sobie każdy ma prawo decydować.

Jeśli chodzi o przypisanie funkcji psychodelikom, to zapewniam Cię, że obiektywnie nie mają one takiej przypisanej funkcji. To ludzie nadają im znaczenie i to, że pewna grupa używa ich do tzw. "rozwoju", tudzież samopoznania nie znaczy, że właśnie takie jest ich obiektywne przeznaczenie.

Zresztą nawet jeśli miałbyś rację i rzeczywiście istniała by jakaś obiektywna prawda mówiąca o tym, że psychodeliki to środek do konkretnego celu, to nie widzę powodu aby korzystać z nich w inny sposób lub w innym celu. Dopóki nie krzywdzimy osób trzecich chyba nie ma przeciwwskazań, prawda?

Skoro już lubisz używać metafor: Pomidory służą do jedzenia. Czy jest coś złego w tym, że używam ich do żonglowania?

Również pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

a mi sie wydawalo ze dxm to nie psychodelik... ; d

Anonimowy pisze...

Psychodeliki mogą być używane do różnych celów, w tym również do zabawy -.-, sam w tym celu stosuję dxm. Swoją drogą dobry pomysł ze spisaniem swoich doznań, sam nigdy na to nie wpadłem, pozdrawiam autora

Anonimowy pisze...

Po pierwsze: DXM to nie psychodelik. To "jedynie" dysocjant psychodeliczny, a to subtelna różnica.
Śmieszy mnie, że nazywasz DXM psychodelikiem, a musisz wkręcać sobie fazę, że jesteś jeżem, zamiast po prostu MIEĆ fazę. I jeszcze ci się to podobało... Chyba za mało łyknąłeś.
A propos ilości - moim zdaniem to przeliczanie na wagę ciała to jedna wielka ściema. Mój chłopak, ważący 78kg już po 30 tabsach dostaje takiej fazy, jaką mnie (51kg) udaje się osiągnąć dopiero po 60-75.
A zabawa? Ok, można się bawić, ale trzeba pamiętać, że DXM to środek silnie wpływający na psychikę (ponoć w Kanadzie są prowadzone badania z użyciem DXM, mające na celu lepsze poznanie mechanizmów schizofrenii - dekstrometorfan jest tam nazywany symulatorem schizofrenii), więc trzeba uważać. Ok, jeśli ty używasz tego do "wkręcania" sobie różnych faz, to spoko (chociaż nie wiem co w tym fajnego). Zobaczyłbyś dlaczego takich rzeczy nie wykorzystuje się do zabawy dopiero wtedy, gdy to DXM zacznie wkręcać ciebie. Halucynacje, głosy, utrata własnej tożsamości to jeszcze spoko, to jeszcze zabawa, odkrywanie rejonów własnego mózgu i świadomości, o których nie mieliśmy nawet pojęcia. Gorzej, gdy DXM zdoła cię przekonać, że rzeczywistość naprawdę jest taka krucha. Wtedy zabawa się kończy.

MetaPsyche pisze...

Dziękuję za troskę, co więcej mogę napisać?

Anonimowy pisze...

W pewnym sensie nie zgodze sie z innymi komentujacymi i zgodze sie z autorem. Nie zamierzam nikogo namawiac na tego typu "zabawy" ale chyba kazdy ma prawo decydowac o swoim zyciu, i o tym co z nim robi, co nie w kazdym przypadku jest zdrowe dla organizmu i psychiki. Jedni kupuja sobie mase ciuchow, inni maja po 20 psiakow, kazdy ma prawo decydowac o swoich upodobaniach.Sama niekiedy, sporadycznie zazywam DXM w roznych ilosciach, ale nie chodzi tutaj o opowiadanie o mnie. Gratuluje za pomysl napisania tego artykulu, z przyjemnoscia czytam o czyims ppstrzeganiu tego i jego doznaniach. Pozdrawiam ;) ps. Sorki za nie uzywanie polskich znakow.. pisze z telefonu i szczerze mowiac nie chce mi sie tego pisac.