sobota, 18 grudnia 2010

Dłuuugi LD.

Czas: Koło 3:00 dzisiaj w nocy.
Opis: Ogólnie pomimo iż ten świadomy sen był najdłuższym snem jaki pamiętam, to pamiętam z niego niewiele. Przyczyną tego stanu rzeczy jest prawdopodobnie fakt, że świadomość odzyskałem około czterech godzin po położeniu się spać, a spałem dziesięć, więc po LD'ku wystąpiły jeszcze jakieś cztery fazy REM. Oprócz tego, nie prowadzę dziennika snów już od kilkunastu miesięcy, więc zapamiętywanie snów w ogóle jest dla mnie problemem. Świadomość we śnie odzyskałem spontanicznie, bez podejmowania jakichkolwiek kroków w tym celu. Ostatnią rzeczą jaką pamiętam z nieświadomej części snu jest pogoń za pociągiem. Goniłem pociąg w jakimś tunelu, a następnie kiedy wypadł z torów pchałem go. Chyba w tym momencie odzyskałem świadomość. Następne co pamiętam to to, że kręciłem się w okół dworca kolejowego. Jak zwykle próbowałem się unieść w powietrze i troszkę polatać, ale pomimo licznych prób nie udało mi się. Gdy tylko się przechylałem do przodu powoli spadałem w dół. Pamiętam, że udało mi się wytworzyć czarną linię biegnącą wzdłuż trawnika, który znajdował się obok mnie. Była to półprosta, a w zasadzie krzywa wyznaczająca kierunek w którym zamierzałem iść. Inne urywki jakie pamiętam, to sceny w luksie (brama obok liceum do którego chodziłem w młodości). Uczestniczyło w nich kilku znajomych z tamtego okresu. Była jakaś akcja, ale nie pamiętam żadnych szczegółów. Później zabierałem się tam za znajomą, ale przerwało nam pojawienie się osób trzecich. Jak zwykle podczas wstępu do bzykania czułem specyficzne wysysanie podczas lizania się. Dość niekomfortowe uczucie, które potrafi odebrać przyjemność nawet z takich snów... Inne urywki jakie pamiętam, to przejście przez miasto. Nie było to moje rodzinne miasto, ale wyglądało jakoś znajomo. Również tutaj podjąłem kilka nieskutecznych prób wzbicia się w powietrze.
Obraz: Normalny. Może trochę przejaskrawiona zieleń (trawniki) i widok budynków minimalnie podchodzący pod animację.
Dźwięk: Jak w real, choć nie pamiętam zbyt wielu szczegółów.
Węch i Smak: Nie pamiętam.
Dotyk: Hmm. Nie pamiętam zbyt dobrze, ale chyba niezbyt wiernie odzwierciedlał zmysł dotyku na jawie - był niezbyt czuły. No ale za słabo pamiętam sen, aby być co do oceny tego zmysłu pewnym.
Emocje: Raczej nic specjalnego. Nawet podczas zabierania się za koleżankę nie byłem chyba adekwatnie do tej sceny pobudzony.
Świadomość: Po odzyskaniu świadomości utrzymywała się na bardzo dobrym poziomie. Był on raczej stały z może dwoma wahnięciami.
Inne uwagi: To co jest w tym śnie niezwykłego to subiektywne odczucie czasu jego trwania. Wydawało mi się, że trwa on kilka godzin. Jest to o tyle dziwne, że podczas LD czas mi się nigdy nie dłużył, a bywało nawet wręcz odwrotnie. Moje subiektywne odczucie co do czasu jego trwania musiało być zniekształcone, bo nie jest po prostu możliwe aby tyle trwała jedna faza REM.
Inną rzeczą jaką, jak mi się wydaje warto odnotować jest to, że od kilku dni mam nieco rozregulowany cykl okołodobowy - raz śpię co 24h, raz co 30-36, a przedwczoraj kładłem się po około 40 godzinach bez snu. Trzy dni temu przyjąłem relatywnie małą dawkę amfetaminy.

poniedziałek, 15 listopada 2010

Dekstrometorfan (DXM), czyli jak zostałem jeżem.


Kilka podstawowych informacji o dekstrometorfanie udzielonych przez wikipedię:

„Ciekawostką jest, że dekstrometorfan zażyty w większych dawkach, znacznie przekraczających dawki terapeutyczne, wykazuje działanie narkotyczne charakterystyczne dla dysocjantów oraz silnie euforyzujące. Z tych względów bywa on używany do celu wprowadzenia się w stan odurzenia. Nazbyt częste używanie dekstrometorfanu skutkuje znacznym wzrostem tolerancji na działanie narkotyczne, natomiast skuteczność przeciwkaszlowa raczej się nie zmniejsza.

W niższych dawkach powoduje zwykle pobudzenie, sporadycznie: halucynacje przy zamkniętych oczach; przy wyższych może powodować wrażenia całkowitego oderwania od ciała (OOBE) i utraty własnej tożsamości (depersonalizacja). Powoduje także niezborność ruchów (ataksję), zaburzenia równowagi, kłopoty z mówieniem i opóźnienie reakcji. W przypadku przedawkowania może dojść do depresji układu oddechowego i śmierci. Działanie wywołane dekstrometorfanem można z dużym przybliżeniem porównać do ketaminy oraz PCP.”

„Działanie rozpoczyna się zwykle po 45 - 120 minutach od przyjęcia, moment szczytowy przypada na 2 - 3 godziny po podaniu, a odczucia utrzymują się około 6 godzin. Następnego dnia można odczuwać stymulację, rozkojarzenie, uczucie nierealności oraz wyjaskrawienie obrazu, ale także zaburzenia typu ogólnego. Nie u wszystkich występują te objawy, zdarzają się osoby które czują się całkowicie trzeźwe już po 7 - 8 godzinach od zażycia.”

„W przypadku dwóch niższych plateau występujące efekty to uczucie upojenia, zaburzenia wizji, charakterystyczne wrażenie "pływania" zwłaszcza przy poruszaniu głową; u niektórych osób euforia, niekiedy pobudzenie psychoruchowe; zaburzenia chodu; osłabienie zmysłów słuchu, dotyku i smaku; bardzo rzadko halucynacje przy zamkniętych oczach (często przy udziale muzyki); negatywne efekty, nie występujące u wszystkich przyjmujących, to swędzenie oraz silne nudności prowadzące do wymiotów.

Wyższe plateau znacznie różnią się od dwóch niższych. Narząd wzroku nie jest w stanie przetworzyć obrazu, halucynacje mogą przybierać postać bardziej abstrakcyjną, pojawia się wrażenie wglądu w głąb siebie powodujące jeszcze silniejszą euforię, pobudzenie ruchowe możliwe na niższych plateau jest zastąpione kłopotami z poruszaniem się (chód przypomina "robota na wyczerpanych bateriach") lub bezruchem, w wysokich dawkach możliwe jest pojawienie się doznań opuszczenia własnego ciała (OOBE), depersonalizacji lub nawet śmierci, co związane jest ze znieczuleniem ciała. 3. i 4. plateau wprowadzają możliwość wystąpienia bad tripów, czyli dosłownie "złych podróży" (gdzie doznania pozytywne są zastępowane negatywnymi). DXM bywa niekiedy łączony z innymi substancjami psychoaktywnymi (najczęściej z marihuaną, kodeiną, benzydaminą i dimenhydrynatem) w celu spotęgowania efektów.”

„Dekstrometorfan jako inhibitor wychwytu zwrotnego serotoniny (oraz wg niektórych dopaminy) może powodować u niektórych osób silne, lecz krótkotrwałe działanie antydepresyjne. Po zażyciu pozamedycznych dawek na następny dzień do tygodnia można obserwować podwyższony nastrój oraz pobudzenie, objawy przypominające stan hipomanii, jednak występowanie tego typu efektów nie jest doświadczane przez większość użytkowników. Wynika to prawdopodobnie z różnej siły działania serotoninergicznego; podobne różnice bywają obserwowane również w przypadku leków z grupy SSRI.”

I część główna.

Spotkałem się ze znajomymi około godziny 16:00. Od 16:10 do 16:40 aplikowaliśmy sobie dawkę 4,92mg bromowodorku dekstrometorfanu na kilogram masy ciała, co powinno odpowiadać środkowemu zakresowi drugiego plateau. Wydaje mi się, że brak kontaktu z DXM przez ostatnie 3 lata mógł spowodować nasilenie działania tej substancji. We krwi mogłem mieć śladowe ilości amfetaminy lub jej metabolitów (substancję tę zażywałem parę dni wcześniej) oraz nikotynę. DXM przyjęliśmy via acodin, połykając co 5-10 minut dawkę 5 tabletek po 15mg substancji aktywnej w każdej. Dla zneutralizowania zasadowego odczynu leku popijaliśmy (pseudo)sokiem pomarańczowym, zaprawą cytrynową oraz sokiem z cytryny. Już koło 16:45 zaczęliśmy odczuwać pierwsze subtelne efekty, jak na przykład pobudzenie. Udaliśmy się na miejscówkę, aby nie przeszkadzać domownikom, lub raczej aby oni nie przeszkadzali nam.

Do godziny 17:10 – 17:20 efekty nasiliły się bardzo znacząco. Było już dostatecznie ciemno. Pojawiło się średnio-silne uczucie euforii, stan jednoczesnego pobudzenia i specyficznej senności. Muzykę obierałem jako bardziej melodyczną, dźwięki stały się czystsze. Poszczególne dźwięki słyszane były bardziej „oddzielnie od reszty” niż zwykle. Kilka(naście) minut później był już pełny efekt przyjętej dawki. Wyszliśmy z samochodu. Starałem wkręcić sobie, że jestem jeżem, co udawało mi się osiągnąć w różnym stopniu. Można powiedzieć, że zależnie od czasu na moją tożsamość składałem się „normalny ja” w 20% - 60% i jeż w 40% - 80% . Niestety nie udało mi się osiągnąć 100% uczucia depersonalizacji w tej formie ;] . Udawanie/bycie jeżem było bardzo przyjemne. Chodziłem i odczuwałem jak jeż. Informowałem dość często „towarzyszy na piździe” o tym, że jestem jeżem. Po kilku(nastu) minutach nieco ogarnąłem fazę i dotarło do mnie, że chwilę wcześniej dość znacząco odpłynąłem w swój świat. Świadomość wtedy była bardzo specyficzna, dość trudna do ujęcia za pomocą słów. Świat zewnętrzny i wewnętrzny wydawał się niemal na równi rzeczywisty i normalny, zwyczajny jak każdego dnia, w każdej innej chwili. Jego subiektywizm, nierealność stwierdzałem dopiero gdy nieco bardziej ogarniałem fazę i komunikowałem się z innymi.

Ogólnie rzecz biorąc przebywanie w samochodzie przy muzyce trance wywoływało u mnie mocniejsze stany euforyczne (być może przez skupianie się na tym aspekcie fazy) oraz coś w rodzaju półświadomości. Przebywanie na zewnątrz natomiast jakby wyostrzało świadomość, która była jednak odmienna jakościowo od tej zwykłej, codziennej.

W końcówce apogeum odurzenia, a być może już poza nim poszedłem się przejść na pole kukurydzy. Miałem jednocześnie świadomość tego gdzie jestem i uczucie, wyobrażenie tego, że znajduję się gdzieś indziej, na terenach dzikich. Rozmowa z kumplem o krokodylach tworzyła wrażenie, że znajdują się one gdzieś w pobliżu. Wąski pas kukurydzy zdawał się być rozległem terenem. Przedzieranie się przez nią (kukurydzę) nasilało poczucie niezwykłości, nastrojowości danej chwili, powodowało, że wyobrażanie bycia gdzie indziej stawało się bardziej rzeczywiste, wypierało rzeczywistość.

Później faza stawała się coraz płytsza, coraz lżejsza. Subiektywne odczucie odurzenia płynnie przechodziło od poziomu, na którym można powiedzieć, że występowały tylko efekty uboczne, do poziomu na którym w znacznym stopniu odcinałem się od rzeczywistości postrzeganej w normalny sposób. Wahania te nie były postrzegane jako zmiany natężenia odurzenia, lecz raczej jako zmiana stopnia uświadomienia sobie go. Wraz z subiektywnym odczuciem poziomu odurzenia zmieniało się nasilenie euforii, choć jej poziom wydawał się być bardziej stały.

Kolejny etap odurzenia cechował się odczuwaniem słabszej euforii, można powiedzieć że raczej znacznie podwyższonego nastroju niż euforii, oraz specyficznym wrażeniem ogłupienia, nie ogarniania rzeczywistości, otoczenia w subiektywnie wystarczającym stopniu. Później pojawiła się senność, a wspomniane efekty uboczne słabły. Koło godziny 21:10 spostrzegłem, że odbieram kolory jako bardziej jaskrawe. Do godziny 22:00 - 22:30 efekty uboczne były już na granicy bariery odczuwalności. Zaśnięcie nie było trudniejsze niż na czysto, może nawet zasypiało mi się łatwiej. Następnego dnia nie odnotowałem żadnych efektów ubocznych poza większym zapotrzebowaniem na sen i być może lekką dekoncentracją.

Wydaje mi się, że warto wspomnieć jeszcze o dwóch rzeczach. Podczas odurzenia wystąpiła znacznie mniejsza tolerancja na nikotynę. Przejawiało się to tym, że o ile zazwyczaj palę mocne papierosy, o tyle podczas fazy miałem problem z wypaleniem połowy „lighta”. Tolerancja nikotyny była tym mniejsza im mocniejszą fazę po DXM odczuwałem. Gdy odurzenie mijało, efekt tolerancji na nikotynę nadal się utrzymywał… Drugą rzeczą o której chciałem napisać jest odczuwanie temperatury. Im bardziej byłem odurzony DXM, tym cieplej mi było. Wrażenie ciepła wydawało się być niezależne od rzeczywistej temperatury i wiatru. Również temperatura mojego ciała wydawała się być znacząco podwyższona.

czwartek, 22 kwietnia 2010

Spadam... w bok

Czas: 22.04.2010 12:30
Opis: Świadomy sen wystąpił mniej więcej w połowie czasu mojego codziennego snu. Około 11 godzin przed nim, a 3,5-4 godziny przed położeniem się spać, rozmawiałem na czacie internetowym z jakimś gościem na temat świadomego śnienia i OBE.
Na początku snu spadałem. Było to o tyle dziwne, że nie spadałem w dół, ale w bok ze stałą prędkością. Szybko zrozumiałem że śnię. Uczucie "spadania w bok" było nieprzyjemne na tyle, że chciałem się obudzić. Przypomniałam sobie moją pierwszą próbę latania w LD, w wyniku której zacząłem unosić się z ogromną prędkością w górę, a następnie się obudziłem. Postanowiłem tak jak wtedy pokierować moje ciało jeszcze wyżej, skoro nie dało się w dół. W górę rzeczywiście szło dość łatwo, ale przypomniałem sobie, że poprzedniej nocy, podczas rozmowy o świadomym śnieniu poruszyłem kwestie kierowania snem za pomocą wyobraźni. Pomyślałem, że może nie czas się jeszcze budzić i zacząłem wyobrażać sobie, że zaczynam spadać w dół. Działało - oprócz tego, że leciałem z dużą prędkością w bok, zacząłem także opadać w kierunku ziemi, a później jedynie ku niej. Widoki były fajne - leciałem nad jakimś pustynnym terenem, później nad zbiornikiem wodnym, aby w końcu móc podziwiać obrazki a la mapy satelitarne. W końcu moje nogi dotknęły ziemi a ja zacząłem biec po podłożu. Znajdowałem się na czymś w stylu porośniętej mchem pustyni skalnej. Nie miałem butów ani skarpetek. Kontakt stóp z porośniętym mchem podłożem był bardzo przyjemny. W końcu spostrzegłem przystanek autobusowy. Spotkałem tam dwóch znajomych. Postanowiłem pobawić się jeszcze trochę we wpływ na sen. Wyobraziłem sobie, że jeden z małych kamyszków leżących przy moich stopach podnosi się w górę, a następnie leci w kierunku głowy znajomego. Działało niezawodnie. Później na tej samej zasadzie (wpływu na sen za pomocą wyobraźni) wytworzyłem coś jakby falę uderzeniową i znajomy uderzył głową w zabudowę przystanku. Ktoś zadał mi jakieś pytanie, na co odparłem, że to sen. Chwilę później znajomy zaczął mnie atakować. Starałem się wpływać na sen tak jak poprzednio, aby odeprzeć atak ale nie potrafiłem wywołać żadnych efektów. Stwierdziłem, że skoro nie mogę odeprzeć ataku poddam się mu i obudzę. Kilka(naście) sekund później tak się stało.
Na kilka sekund straciłem jakikolwiek obraz (nastała ciemność ;] ). Moja świadomość po przebudzeniu wydawała się być dużo słabsza, bardziej "zamulona" niż podczas snu. Zanim doszedłem do siebie do końca upłynęło co najmniej kilkanaście minut.
Obraz: Dobry, ostry, realistyczny, trochę przerysowany - kolorowy, kontrastowy.
Dźwięk: Normalny, realistyczny.
Węch i smak: Nie pamiętam doznań.
Dotyk: Bardzo realistyczny. Wyraźny jak na jawie, lub jeszcze bardziej. Przyjemne doznania.
Emocje: Czułem się bardzo dobrze (szczególnie biegając). Podczas lotu lekkie pobudzenie. Później stan emocjonalny w normie. Podczas ataku znajomego uczucie niepokoju, jakby lekki strach.
Świadomość: Bardzo dobra. W czasie snu byłem w pełni świadomy przez cały czas, odkąd odzyskałem świadomość. Po przebudzeniu minęło świadomość była "zamulona". Minęło kilkanaście minut nim osiągnęła poziom ze snu - co jest dziwne zważywszy, że odstęp między końcem snu, a otworzeniem oczu na jawie wynosił zaledwie kilka sekund.
Inne uwagi: LD wystąpił niemal bez wątpienia pod wpływem rozmowy o nim. Najbardziej dziwi mnie myk ze świadomością. To może wskazywać, że świadomość we śnie jest jakościowo inna niż na jawie, a jej sena istota uniemożliwia dostrzeżenie tej różnicy?