niedziela, 28 września 2008

Salvia Divinorum x10 - cztery opisy jaaaazdy.

Na początek może trochę o salvii divinorum czyli szałwii wieszczej. Przytoczę najważniejsze cytaty z Wikipedii:

Szałwia wieszcza (Salvia divinorum) – gatunek byliny z rodziny jasnotowatych (Lamiaceae Lindl.). Nazywany jest także szałwią proroczą, boską szałwią, szałwią czarownika. Występuje endemicznie w Sierra Mazateca w Meksyku na wysokościach 300–1800 m n.p.m. ...
Jej główny składnik aktywny to salvinorin A (prawidłowa polska nazwa: salwinoryna A) - stanowiący ok. 96% składników psychoaktywnych, zawarty głównie w liściach; poza tym zawiera nieaktywny salvinorin B (4%) i salvinorin C (poniżej 1%)...
Badania na szczurach uzależnionych od kokainy i metamfetaminy wykazały, że umożliwienie im dostępu do salvinorinu A pozwalało na zaprzestanie pobierania przez nie narkotyków. Jednocześnie nie stwierdzono uzależnienia od salvinorinu A...
Szałwia ma poza tym działanie przeciwbólowe identyczne z opioidami.Udokumentowany został także przypadek działania antydepresyjnego i w badaniach ankietowych wśród użytkowników szałwii stwierdzono poprawę nastroju i trwające ponad dobę oddziaływanie antydepresyjne u 25,5% korzystających z szałwii. Większe konsekwencje (w tym prowadzące do uznania szałwii przez niektóre państwa za nielegalny środek odurzający) miały rzadsze przypadki działań depresyjnych stwierdzane u 4% użytkowników...
Niektórzy naukowcy nie wykluczają szerokich zastosowań terapeutycznych związków czynnych zawartych w szałwii wieszczej. Potencjalnie mogą mieć one duże znaczenie w leczeniu nie tylko depresji, ale także choroby Alzheimera, schizofrenii, bóli przewlekłych, a nawet AIDS...

No i może wzmianka o samej substancji psychoaktywnej zawartej w szałwii... źródłem znów jest Wikipedia:

... Salvinorin-A jest najpotężniejszą naturalną substancją psychodeliczną, wykazującą aktywność już w dawce 100-200 µg. Działanie ok. 1 mg salvinorinu daje pełny efekt psychoaktywny, jednak wrażliwość na tę substancję jest osobniczo zmienna. Strukturalnie salvinorin A nie jest podobny do żadnego innego psychodelika występującego w naturze, jak np. psylocybina, meskalina, DMT ani żadnego syntetycznego jak LSD czy ketamina.Salvinorin-A, inaczej niż inne znane halucynogeny które działają na receptory serotoninowe 5-HT2, jest pierwszym znanym naturalnym agonistą receptora opioidowego kappa...

I. Mój Pierwszy raz.
Czas: ok. tydzień temu.
Opis: Po południu pojechaliśmy do Łodzi i kupiliśmy z kumplem salvię divinorum (ekstrakt 10x). Gdy tylko wróciliśmy do Kalisza postanowiliśmy sprawdzić jak to działa. Ponieważ nie mieliśmy zbyt dużego doświadczenia z psychodelikami (jedynie kilkakrotne użycie DXM, które jednak ma zupełnie inne działanie niż salvia) a moc ekstraktu jak na pierwszy raz była dość duża (10x), spaliliśmy po pół lufki. Wybraliśmy znaną nam, spokojną, nie zaludnioną miejscówkę na obrzeżach miasta. Gdy zaczęliśmy palić, było już ciemno. Pierwsze oznaki odurzenia pojawiły się prawie natychmiast po spaleniu. Świat zaczął się przechylać raz w jedną stronę, raz w drugą, niczym statek na morzu. Wystąpił atak śmiechu, który jednak szybko minął. Ponieważ to "trzęsienie" światem trochę mnie nudziło postanowiłem przytrzymać się samochodu. Trochę mnie to uspokoiło. Odszedłem od samochodu, stanąłem na polnej ścieżce i obserwowałem światła z oddalonej o około 500 metrów drogi. Droga się przechylała raz w jedną raz w drugą stronę. Momentami miałem wrażenie, że obserwuję autostradę z góry z wysokości ok 40-50 metrów. Gdy znudziłem się obserwowaniem drogi, postanowiłem pobiegać z kumplem po polu. Miałem mały problem z wyjściem z pola, ponieważ tuż przy ścieżce nie mogłem iść do przodu. Tzn. wykonywałem ruchy jakbym szedł, ale moja pozycja względem pola w rzeczywistości się nie zmieniała (szedłem, a potem biegłem w miejscu). W końcu udało mi się opuścić pole. Pobiegałem sobie jeszcze po ścieżce, a potem zacząłem straszyć kumpla gałęzią z liśćmi. W końcu ją wyrzuciłem bo sam się jej przestraszyłem ;] . Potem biegaliśmy jeszcze wokół tej gałęzi. Później wszedłem do samochodu i skupiłem się na słuchaniu muzyki (trance) - odczuwałem wtedy bardzo przyjemne rozluźnienie a muzyka wydawała się być bardziej melodyczna. Ogólnie jazda dość specyficzna i przyjemna, ale oprócz tego, że widziałem w oddali dwa samochody których prawdopodobnie tam nie było nie wystąpiły żadne mocniejsze halucynacje. Główny efekt utrzymywał się od kilkunastu do kilkudziesięciu minut (nie jestem w stanie dokładnie określić. Pod kilkoma względami trip przypominał trip'a po bardzo mocnej trawie. Dość ciekawym efektem była interpretacja tego co słyszałem (słów wypowiadanych do mnie przez znajomych) na płaszczyźnie mojego tripa i aktualnego nastroju. Innymi słowy znaczenie tego co do mnie mówiono było często nieco inne od tego jak to rozumiałem.
Świadomość: Zaburzona w zmieniającym się stopniu (raz bardziej raz mniej). Od mocnego rozkojarzenia po niemożność stwierdzenia co się dzieje.
Efekty po tripie: Przyjemny stan (jak po extazy), utrzymujące się przez parę godzin rozkojarzenie, dekoncentracja.

II. A gdyby tak spalić więcej?
Czas: Jakieś 2 dni po pierwszym razie.
Opis: Postanowiliśmy z kumplem znowu spalić się salvią. Tym razem wzięliśmy dodatkowo kamerę, aby nagrać coś ciekawego. Stwierdziłem, że tym razem mogę spalić troszkę więcej i zobaczyć jakie będą efekty. Pojechaliśmy na jakieś pola poza miasto. Kumpel nabił lufkę, ja rozpalałem. Wziąłem 8 buszków (tyle ile byłem w stanie jednorazowo zmieścić w płucach) (jak się okazało zjarałem prawie wszystko, a kumplowi w lufce nie zostało prawie nic :> ). Kiedy wypuściłem dym, chciałem wziąć jeszcze parę buchów, ale nie zdążyłem odpalić - zaczynała się jazda. Zaczęło się standardowo od specyficznego śmiechu, który szybko ustał. Wszystko w okół mnie zaczęło wirować i się zlewać, więc przytrzymałem się samochodu. Kumpel zaczął coś do mnie mówić, ale choć rozumiałem znaczenie słów jakie wypowiadał nie wiedziałem o co mu chodzi. Znowu zacząłem się śmiać. Gdy patrzałem na samochód obraz mi się rozmył na tyle, że karoseria samochodu wydawała się dosięgać linii horyzontu i łączyć się z tym co się na niej znajduje. Spojrzałem na pole, lecz wciąż widziałem zniekształcony obraz samochodu, choć w rzeczywistości stał on za mną. Kumpel zaczął mi coś wkręcać, żebym zobaczył jakiegoś człowieka, ale ja cały czas widziałem tylko karoserie samochodu. Kiedy pytał się czy widzę człowieka i wymieniał po kolei części jego ciała, widziałem jego (kumpla) i jednocześnie jego zbudowanego z dziwnie powyginanego samochodu. Tylna szyba i karoseria układała się w to co mówił, ale nie zdawałem sobie z tego sprawy. Sam nie miałem pojęcia przez parę sekund co właściwie obserwuję. Przeszedłem się ze 2 metry trzymając bezwiednie rękę w górze (ręce trzymałem w górze przez większość czasu). W pewnym momencie dotarło do mnie, że to co widzę (zbudowane z powyginanego samochodu) to przecież sylwetka kumpla. Widziałem usta, oczy, chyba nawet okulary. Wszystko wokół mnie było nadal pozaginane i zwirowane. Przedmioty jakby łączyły i przenikały się wzajemnie. Prawie nie miałem kontaktu ze światem rzeczywistym, ale mogłem w miarę na temat odpowiadać na pytania. Parę chwil wcześniej (nie jestem w stanie określić w którym momencie dokładnie, bo gdyby nie film nie byłbym w stanie w ogóle powiedzieć jaka była chronologia zdarzeń i halucynacji) miałem dziwne zaburzenie postrzegania czasu: gdy rozmawiałem z kumplem lub koleżanką (tzn. coś chyba do mnie mówili), wydawało mi się, że chwila którą właśnie przeżyłem jakby się zapętla i trwa od co najmniej godziny, mając jednocześnie świadomość, że trwa ona parę sekund. Towarzyszyło temu dziwne poczucie... Mianowicie wiedziałem prawie całkowicie kim są osoby na które się patrzę, ale miałem dziwne wrażenie jakbym rozmawiał z pewnym znajomym z podstawówki i był w innym miejscu (nie potrafię tego dokładnie opisać słowami). Nadal nie wiedziałem do końca co do mnie mówi kumpel i koleżanka. Stanąłem obok samochodu i chciałem otworzyć drzwi aby wziąć coś do picia, niestety obraz wciąż był na tyle pozaginany, że nie wiedziałem gdzie one są. Po chwili je zobaczyłem i otworzyłem. Napiłem się czegoś. Zacząłem coraz bardziej kontaktować (czyt. trip zaczął słabnąć), ale nadal nie mogłem go ogarnąć. Oparłem się o samochód. Po chwili zacząłem kontaktować (czyt. wiedzieć co się dzieje). Kumpel chciał żebyśmy przeszli się po jakimś polu na którym coś chyba rosło, ale ja przykleiłem się do samochodu. Odkleił mnie (pociągnął do siebie) i poszliśmy się przejść. Najprawdopodobniej przy wchodzeniu natrafiłem na jakiś uskok, bo się wywróciłem. Wstałem, przeszedłem parę metrów i znowu się wywróciłem. Gdy wracałem w pewnym momencie zatrzymałem się i nie mogłem iść dalej, choć próbowałem na wszelkie sposoby. Nie wiedziałem czemu nie mogę iść. Miałem jakąś w połowie fizyczną w połowie psychiczną blokadę. Po kilkunastu sekundach w końcu ruszyłem i wyszedłem z pola. Zacząłem zapinać kurtkę, po kilkunastu sekundach chyba mi się nawet udało to zrobić. Kumpel zaczął biec w moją stronę i mnie straszyć, więc zrobiłem to samo. Towarzyszyło temu fajne uczucie podwyższonej adrenalinki - prawie jak na kolejce górskiej ;] . Nieco zmęczony tripem oparłem się o samochód, aby chwilę odpocząć. Chwilę później trip się skończył.
Świadomość: Całkowicie inna niż normalnie (ciężko opisać słowami). Kontakt z rzeczywistością bardzo mocno ograniczony, chwilami wręcz zerowy.
Efekty po tripie: Przez kilkanaście - kilkadziesiąt minut zbliżone do tych, jakie występują po zażyciu dwóch mocnych extazy. Dodatkowo rozkojarzenie. Śmiech również trochę zbliżony do takiego, jaki występuje po extazy.


III. I mała dawka przed snem.
Czas: Przed snem, w ten sam dzień co poprzedni opis.
Opis: Po powyższym tripie, kiedy całkowicie doszedłem do siebie pojechałem do domu. Wziąłem ze sobą pół lufy salvii, którą to zamierzałem spalić przed położeniem się do łóżka. Rozebrałem się (nie byłem pewny czy będę w stanie zrobić to po spaleniu salvii) i zacząłem rozpalać. Pierwszego bucha dość szybko wypuściłem, ale naprawiłem ten błąd następnymi buszkami. Kiedy wypaliłem zawartość lufki, odłożyłem ją na balkon (bałem się, że w domu może się coś zapalić). Kiedy otwierałem balkon szałwia zaczynała działać, a kiedy go zamykałem efekt był już prawie pełny. Gdy wszedłem do łóżka i położyłem się, czas znów zaczął się jakby zapętlać. Na prawej dłoni i chyba także stopie odczuwałem dość silne parestezje. Skupiłem się na tym co słyszę, czyli na odgłosach dochodzących z telewizora w salonie. Puszczali chyba reklamy. Próbowałem zrozumieć co mówił jakiś aktor, ale słyszałem jedynie zapętloną jedną sylabę (zupełnie jakby aktor się jąkał i powtarzał kilkunastokrotnie jedną sylabę). Towarzyszyły temu dość nieprzyjemne odczucia, które ciężko mi opisać. To było coś zbliżone do silnego lęku, z którym jednak nie do końca się utożsamiałem. Całość trwała subiektywnie około jednej minuty. Kolejne 3 minuty trwało dochodzenie do stanu w jakim się znajdowałem przed ostatnim zapaleniem salvii.
Świadomość: Zdolność kierowania uwagą zaburzona, ale świadomość ogólnie na dobrym poziomie (jak na jazdę po salvii).
Efekty po tripie: Zaburzenia koncentracji. Ogólnie efekty uboczne były znikome w porównaniu z poprzednimi tripami (być może dlatego, że gdy zacząłem rozpalać, jeszcze występowały słabe efekty uboczne po poprzednim tripie).

IV. Wiedziałem że coś jest nie tak :/ .
Czas: Dwa lub trzy dni po ostatnim tripie.
Opis: Kumpel zadzwonił i spytał się czy chcę dzisiaj zapalić salvię. Opowiedziałem, że jeśli on chce się spalić być może z nim zapalę, ale dzisiaj wezmę jedynie jeden lub dwa buchy dla towarzystwa. Pojechaliśmy na miejscówkę w ustronne miejsce. Palił on i jego dziewczyna, a ja po krótkim namyśle stwierdziłem, że jednak dzisiaj nie palę (od rana łapałem jakieś lekkie krzywe, czyt. "stany lękowe z grupy fobii społecznych" ;] , których nie doświadczałem już od paru miesięcy). Gdy obserwowałem ich po tym jak spalili się szałwią, stwierdziłem, że może jednak zaryzykuję i zapalę. Koleżanka powiedziała żebym poczekał, aż im przejdzie. Kiedy im przeszło rozpaliłem i wziąłem jednego bucha. Po odczekaniu ok 30 sekund stwierdziłem że nie ma żadnych efektów, więc spaliłem pół lufki i udałem się w kierunku samochodu (chciałem przeżyć tripa w samochodzie). Szałwia zaczęła działać w międzyczasie. Gdy wszedłem do samochodu był już full effect. Miałem uczucie, że coś jest nie tak, choć nie potrafię do tej pory określić co. Zacząłem odczuwać silne parestezje na całej prawej połowie mojego ciała, całym języku i genitaliach. Moja głowa stała się bardzo ciężka, odczuwałem silny bliżej nie określony lęk. Wiedziałem że załapałem "krzywego" tripa, więc powiedziałem, że "ja się odcinam na 10 minut", zamknąłem oczy i "odciąłem się" od reala skupiając się na próbie kontrolowania tripa. Słyszałem jakieś słowa i byłem pewny, że to ja je wypowiadam. Słyszałem również słowa innej osoby, lub kilku innych osób, więc pomyślałem, że rozmawiam z przyjaciółmi, którzy znajdują się ze mną w samochodzie. Moje kolano które dotykało drzwi wydawało się być bardzo ciężkie, wręcz zgniatane i jednocześnie wciągane przez drzwi samochodu. Parestezje na języku dziwnie skojarzyłem z ucinaniem języka przez szybę samochodu znajdującą się w drzwiach które zgniatały moje kolano. Wydawało mi się, że samochód łączy się z moim ciałem i wciąga je do siebie. Odsunąłem się od drzwi i usiadłem bliżej środka samochodu. Słyszałem rozmowę dwóch osób na mój temat (nie były to głosy moich znajomych). Kiedy zacząłem lepiej kontaktować z rzeczywistością otworzyłem oczy i naprostowałem tripa (w zasadzie były to bardziej już efekty uboczne jak np. roztargnienie, rozluźnienie i zaburzenia koncentracji niż sam trip, ale zaburzenia widzenia wraz ze zmienionymi stanami świadomości jeszcze występowały). Byłem bardzo zdziwiony relacją przyjaciół, którzy stwierdzili, że po tym jak się "odciąłem" siedziałem cały czas oparty o siedzenie z zamkniętymi oczyma i głową odchyloną do tyłu. Powiedzieli też, że w ogóle się nie odzywałem, a już na pewno nie rozmawialiśmy, a oni także starali się zachować maksymalną ciszę... Później nie działo się już nic wartego uwagi.
Świadomość: Co ciekawe wydawało mi się, że jest zachowana na w miarę dobrym poziomie jak na takiego tripa, lecz w rzeczywistości nie była ona skierowana na zewnątrz (czyt. nie byłem świadomy prawdziwego świata, choć miałem takie wrażenie).
Efekty po tripie: Standardowo silne zaburzenia koncentrancji i przyjemne rozluźnienie. Tym razem doszły jeszcze stany lękowe podczas przebywania w zatłoczonych miejscach.

środa, 24 września 2008

Słabe OBE ale OBE.

Czas: Kilka tygodni temu.
Opis: Przyszedłem zjebany z pracy, wypiłem 2 piwa i drinka i poszedłem spać. Chyba straciłem świadomość i zasnąłem na godzinkę lub dwie albo więcej, choć pewny nie jestem. Minęło parę dni, więc nie wszystko dobrze pamiętam...
No ale do rzeczy. Zorientowałem się, że leżę w łóżku w dość głębokim transie. Nagle zaczął się pojawiać obraz, tak jak gdybym bardzo powoli otwierał oczy. Zobaczyłem swój pokój, ale wyglądał jakoś inaczej. Tak naprawdę wyglądał całkowicie inaczej, ale przez kilka chwil nie zdawałem sobie z tego sprawy - miałem tylko uczucie, że "coś jest nie tak". Zwróciłem uwagę na włączony telewizor i skapnąłem się, że ja przecież nie mam telewizora w swoim pokoju. Chyba to spowodowało, że pojawiła się świadomość na bardzo słabym poziomie. Wydedukowałem, że mój współlokator, musiał go przynieść do pokoju (w realu wspominał coś o kupnie telewizora). W ciągu kolejnych paru chwil świadomość wzrastała, a wraz z jej wzrostem uświadamiałem sobie coraz więcej różnic pomiędzy pokojem, który widzę, a tym jak wygląda on w rzeczywistości. Leżałem w łóżku i gapiłem się na ten telewizor. Nie wiem właściwie co w tym TV puszczali, bo fabuła zmieniała się co parę sekund. Jakiś czas wcześniej zrozumiałem, że to co widzę nie jest rzeczywistością, pomyślałem najpierw że to hipnagogi, a potem, gdy świadomość była już trochę lepszej jakości, że jest to OBE. Chyba postanowiłem wyłączyć TV, bo wyciągnąłem rękę w jego kierunku. Nie mogłem lub nie chciałem wyjść z łóżka. Nagle przestrzeń w pokoju zaczęła się zmniejszać, tak jakby kurczył się pokój. Pomimo to telewizora nie dosięgłem i wypadłem z łózka. Nie poczułem bólu - raczej po prostu upadek. Prawdopodobnie w tym momencie (lub wcześniej ale nie jestem w stanie dokładnie określić kiedy) obraz znikł i zobaczyłem jakieś jasne napisy na czarnym tle przesuwające się w moją stronę, dość mocno nachylone w 3d (widziałem coś podobnego pod koniec jakiegoś filmu sf - chyba gwiezdnych wojen, z tym, że tam litery przesuwały się w odwrotnym kierunku). Próbowałem je odczytać, ale nie potrafiłem... Potem jeśli mnie pamięć nie myli obudziłem się.
Obraz: Dziwny. Coś pomiędzy LD a hipnagogami. Można by powiedzieć, że wyglądało to jak wizja w głębokim transie.
Dźwięk: Niestety nie pamiętam. Pewny jestem że słyszałem dźwięki dobiegające z telewizora, ale nie pamiętam jak je słyszałem.
Dotyk: Poczułem upadek z łóżka, więc zmysł był aktywny, ale odbierałem go jakoś inaczej... Jakby "przez mgłę" (wiem, że to dość dziwne porównanie dla dotyku, ale dla mnie oddaje najlepiej to jak odczuwałem).
Węch i Smak: Nie pamiętam lub brak doznań.
Emocje: Raczej brak lub nie pamiętam.
Świadomość: Na bardzo marnym poziomie, pod koniec trochę lepszym. Byłem bardziej obserwatorem akcji niż w niej uczestniczyłem, choć niektóre czynności wykonywałem intencjonalnie.Inne uwagi: Ostatnio dokuczała mi dość silna bezsenność i jeszcze silniejsze przemęczenie.