czwartek, 22 kwietnia 2010

Spadam... w bok

Czas: 22.04.2010 12:30
Opis: Świadomy sen wystąpił mniej więcej w połowie czasu mojego codziennego snu. Około 11 godzin przed nim, a 3,5-4 godziny przed położeniem się spać, rozmawiałem na czacie internetowym z jakimś gościem na temat świadomego śnienia i OBE.
Na początku snu spadałem. Było to o tyle dziwne, że nie spadałem w dół, ale w bok ze stałą prędkością. Szybko zrozumiałem że śnię. Uczucie "spadania w bok" było nieprzyjemne na tyle, że chciałem się obudzić. Przypomniałam sobie moją pierwszą próbę latania w LD, w wyniku której zacząłem unosić się z ogromną prędkością w górę, a następnie się obudziłem. Postanowiłem tak jak wtedy pokierować moje ciało jeszcze wyżej, skoro nie dało się w dół. W górę rzeczywiście szło dość łatwo, ale przypomniałem sobie, że poprzedniej nocy, podczas rozmowy o świadomym śnieniu poruszyłem kwestie kierowania snem za pomocą wyobraźni. Pomyślałem, że może nie czas się jeszcze budzić i zacząłem wyobrażać sobie, że zaczynam spadać w dół. Działało - oprócz tego, że leciałem z dużą prędkością w bok, zacząłem także opadać w kierunku ziemi, a później jedynie ku niej. Widoki były fajne - leciałem nad jakimś pustynnym terenem, później nad zbiornikiem wodnym, aby w końcu móc podziwiać obrazki a la mapy satelitarne. W końcu moje nogi dotknęły ziemi a ja zacząłem biec po podłożu. Znajdowałem się na czymś w stylu porośniętej mchem pustyni skalnej. Nie miałem butów ani skarpetek. Kontakt stóp z porośniętym mchem podłożem był bardzo przyjemny. W końcu spostrzegłem przystanek autobusowy. Spotkałem tam dwóch znajomych. Postanowiłem pobawić się jeszcze trochę we wpływ na sen. Wyobraziłem sobie, że jeden z małych kamyszków leżących przy moich stopach podnosi się w górę, a następnie leci w kierunku głowy znajomego. Działało niezawodnie. Później na tej samej zasadzie (wpływu na sen za pomocą wyobraźni) wytworzyłem coś jakby falę uderzeniową i znajomy uderzył głową w zabudowę przystanku. Ktoś zadał mi jakieś pytanie, na co odparłem, że to sen. Chwilę później znajomy zaczął mnie atakować. Starałem się wpływać na sen tak jak poprzednio, aby odeprzeć atak ale nie potrafiłem wywołać żadnych efektów. Stwierdziłem, że skoro nie mogę odeprzeć ataku poddam się mu i obudzę. Kilka(naście) sekund później tak się stało.
Na kilka sekund straciłem jakikolwiek obraz (nastała ciemność ;] ). Moja świadomość po przebudzeniu wydawała się być dużo słabsza, bardziej "zamulona" niż podczas snu. Zanim doszedłem do siebie do końca upłynęło co najmniej kilkanaście minut.
Obraz: Dobry, ostry, realistyczny, trochę przerysowany - kolorowy, kontrastowy.
Dźwięk: Normalny, realistyczny.
Węch i smak: Nie pamiętam doznań.
Dotyk: Bardzo realistyczny. Wyraźny jak na jawie, lub jeszcze bardziej. Przyjemne doznania.
Emocje: Czułem się bardzo dobrze (szczególnie biegając). Podczas lotu lekkie pobudzenie. Później stan emocjonalny w normie. Podczas ataku znajomego uczucie niepokoju, jakby lekki strach.
Świadomość: Bardzo dobra. W czasie snu byłem w pełni świadomy przez cały czas, odkąd odzyskałem świadomość. Po przebudzeniu minęło świadomość była "zamulona". Minęło kilkanaście minut nim osiągnęła poziom ze snu - co jest dziwne zważywszy, że odstęp między końcem snu, a otworzeniem oczu na jawie wynosił zaledwie kilka sekund.
Inne uwagi: LD wystąpił niemal bez wątpienia pod wpływem rozmowy o nim. Najbardziej dziwi mnie myk ze świadomością. To może wskazywać, że świadomość we śnie jest jakościowo inna niż na jawie, a jej sena istota uniemożliwia dostrzeżenie tej różnicy?